MYŚLAŁAM, ŻE TANCERKI NIE MAJĄ DZIECI
Grażyna Gudejko / Edyta Kozak
Wystawa „Myślałam, że tancerki nie mają dzieci” to intymna i wielogłosowa opowieść o kobiecym ciele – jako narzędziu sztuki, bliskości, życia. To również refleksja nad mało widocznym, często przemilczanym doświadczeniem bycia tancerką i matką – rolami, które przez dekady uznawano za wykluczające się. Bo jak pogodzić dwie rzeczy, które każda z osobna domaga się pełni?
Jej punktem wyjścia stała się intymna fotografia tancerki Edyty Kozak z pięcioletnią córką, wykonana ponad 20 lat temu przez fotografkę, Grażynę Gudejko. Kiedyś traktowana jako zapis bliskości, dziś – w świetle zmieniających się kontekstów kulturowych i społecznych – fotografia ta, została wyłączona z ekspozycji*. Stała się punktem wyjścia do zgłębiania tematu macierzyństwa w świecie tańca i zaproszenia do projektu innych tancerek-matek.
Projekt łączy fotografie, rysunki oraz rozmowy. To portrety kobiet, które prezentują różne podejścia do łączenia macierzyństwa z karierą artystyczną. W centrum uwagi pozostaje ciało: zmieniające się, niosące pamięć bliskości, wysiłku i pragnienia wyrazu.

*Na plakacie wystawy znajduje się ocenzurowana wersja fotografii, od której wszystko się zaczęło – symboliczny ślad obrazu, który, choć niewidoczny w całości, wciąż stanowi istotny punkt odniesienia dla całej opowieści.
Tytuł wystawy cytuje zdanie wypowiedziane przez kuzynkę Edyty Kozak w latach 90., gdy zaskoczona jej ciążą powiedziała: „Myślałam, że tancerki nie mają dzieci”. To jedno, proste zdanie odsłania głęboko zakorzeniony stereotyp – że matka powinna być tylko matką, a artystka – tylko artystką. To dodatkowa inspiracja do przyjrzenia się jak ta narracja zmienia się w dzisiejszych czasach.
Wystawa nie oferuje jednej odpowiedzi. Zamiast tego otwiera przestrzeń na pytania, zawahania, ciszę między słowami. To zaproszenie do uważności. Do rozmowy o kobiecym doświadczeniu, które – choć często spychane w cień – zasługuje na światło sceny.


Fotografie
Relacja między matką tancerką a córką jest wyjątkowa. To więź utkana z codziennej bliskości, ruchu i uważności. Tancerka od zawsze jest blisko ze swoim ciałem – zna jego granice, siłę, zmęczenie. Kiedy zostaje matką, musi nauczyć się tego ciała na nowo. Dziecko zmienia wszystko: rytm dnia, możliwości, skupienie, ale też otwiera nowe perspektywy na taniec i samą siebie.
Córka obserwując matkę, widzi w niej nie tylko opiekunkę, ale też kobietę, która ma pasję, która wraca na salę prób, tańczy, tworzy swój świat. To ciche przyzwolenie na realizację marzeń i bycie obecną, czułą mamą.
Godzenie tych ról nie jest łatwe, to ciągła sztuka kompromisu między wieczornymi próbami, wyjazdami, a potrzebą rutyny, stabilności dziecka.
Ten projekt pokazuje, że wybór nie jest konieczny. Matka może być artystką,a córka dorastać obok kobiety spełniającej swoją pasję. Prawdziwa bliskość rodzi się w pozornie zwykłych chwilach – wspólnym leżeniu na podłodze, bez chwilowych planów i obowiązków.
Obok ujęć z góry, skupionych na bliskości – pojawiają się kontrastujące portrety matek i córek stojących razem w studio, na tle surowej, betonowej ściany. Ubrane i umalowane, emanują pewnością siebie – przypominają, że mają prawo być widziane w pełni, nie tylko jako matki czy tancerki, lecz jako świadome kobiety kształtujące swój wizerunek i miejsce w świecie.
Więcej o Grażynie Gudejko, autorce fotografii, przeczytasz TUTAJ
“Powierzchnie wspólne”
Na powierzchni starych, zardzewiałych drzwi lodówek rysuję proste, dynamiczne sylwetki — jak jaskiniowe znaki, ślady, które mają powiedzieć: „jeszcze jestem”. Tworzą mandalę – taniec, który trwa, nie chce się skończyć.
Zamiast ukrywać ślady zużycia, wydobywam je na wierzch. Pozwalam, by materia mówiła razem z postacią – kobietą, tancerką, matką. Balansującą między siłą a kruchością, dyscypliną a poddaniem, rutyną a wolnością. Delikatnymi liniami uchwycam kontury ciała, które kiedyś było narzędziem perfekcji. Ciała, które dziś nosi ślady przemiany – subtelne piętno macierzyństwa, powolne odejście od sztywnych reguł ku dzikości i prawdzie.
Zadrapania, plamy, pęknięcia powierzchni stają się mapą psychicznych i fizycznych przemian. Nie opłakuję tego, co utracone — celebruję to, co niedoskonałe i przeoczone. Odnajduję w tym piękno, siłę i godność.
W tej serii rysunków tancerka staje się znakiem oporu – jej ruch to bunt, afirmacja, próba ocalenia siebie jako artystki, matki, kobiety. Przywracając życie porzuconemu przedmiotowi, snuję równoległą opowieść o tożsamości tancerki-matki: naznaczonej, lecz niezłomnej; zmienionej, lecz niepomniejszonej. O nowym rodzaju doskonałości rodzącym się z niedoskonałości.
Czasem pojawiamy się razem z córkami, czasem osobno – każda w swoim świecie. Współistniejemy – trochę oddzielnie, a trochę razem. Inne, a jednak podobne: matka, która chce zatrzymać chwilę i córka, która być może zaraz sama stanie się matką.

Rysunki powstały na podstawie fotografii Grażyny Gudejko i Olgi Szynkarczuk w ramach projektu Fundacji Ciało/Umysł “Myślałam, że tancerki nie mają dzieci”.
Więcej o Oldze Szynkarczuk, autorce fotografii, przeczytasz TUTAJ
“MYŚLAŁAM ŻE TANCERKI NIE MAJĄ DZIECI” – filmowy szkic o bliskości, ruchu i pytaniach bez odpowiedzi.
Macierzyństwo w świecie tańca przez długi czas było tematem niewygodnym – zepchniętym do sfery prywatnej, uznawany za coś do „ogarnięcia”, nieobecnym w artystycznych narracjach. Tancerka miała być ciałem – wytrenowanym, dostępnym, niezmiennym, a macierzyństwo miało nie przeszkadzać, nie rozpraszać, nie zostawiać śladów. A jednak zostawia – szczególnie w ciele, które w tańcu jest narzędziem pracy, ekspresji, obecności. I mimo że wiele artystek łączyło macierzyństwo z tańcem, ich doświadczenia przez lata pozostawały niewidoczne.
Do udziału w rozmowach zaprosiłam kilka tancerek i ich córki. Chciałam wsłuchać się w ich głosy – ciche, pewne, czasem niepewne. Zapytać, jak to jest dorastać u boku matki, której zawodem i pasją jest taniec. I odwrotnie – jak to jest być tancerką, kiedy w codzienności pojawia się ktoś tak intensywnie obecny, jak dziecko.

Ich spojrzenia są bardzo różne – zależne od wieku, doświadczeń, relacji. Niektóre rozmowy niosą czułość i śmiech, inne zostawiają miejsce na milczenie. Ten film to nie próba stworzenia jednej narracji. Raczej zapis fragmentów, chwilowego zatrzymania. Autoportret rozpisany na kilka głosów.
Jednocześnie ważne jest też to, czego w tym filmie nie ma. Głosów, które nie mogły lub nie chciały się pojawić. Pytań, które wciąż czekają na odpowiedź.
Ten film to zaproszenie do rozmowy. O tym, co osobiste i polityczne. Intymne i społeczne. Bo poruszając temat macierzyństwa w tańcu, poruszamy także napięcia między ciałem a obowiązkiem, między pasją a opieką, między sceną a domem. A przede wszystkim – między tym, co się pokazuje, a tym, co pozostaje w cieniu.
Więcej o Edycie Kozak, autorce fimu, przeczytasz TUTAJ
Projekt współfinansowany przez miasto st. Warszawa